W „Czerwonym żółwiu” wszystko jest na pozór proste: na bezludną wyspę trafia rozbitek, który ze wszelkich sił stara się z niej uciec. Ale pewnego dnia na swojej drodze spotyka żółwia… Dalsze opowiadanie o fabule jest bezcelowe, gdyż odzierałoby opowieść z jej kwintesencji. Ekranowe wydarzenia mówią same za siebie. To historia, w której nie potrzebne są słowa, co paradoksalnie tylko wzmacnia przekaz. Gdy jest cicho, słychać więcej.
Michael Dudok de Wit, wraz ze Studiem Ghibli, wpuszcza nas w wir różnorakiej interpretacyjnie opowieści, gdzie zapewne każdy z widzów dostrzeże kompletnie inne rzeczy. Często spotykałem się z opinią, iż „Czerwony żółw” jest ładnym, pozytywnym oraz afirmującym życie filmem, z czym nie do końca potrafię się zgodzić. Zamiast tego widzę głośne wołanie rozpaczy, to krzyk wynikający z samotności, a całość odbieram jako sen człowieka, który całe życie marzył o rodzinie i nigdy nie dane było mu tego zaznać. Wyspę na której utknął rozbitek otacza ocean smutku, a ucieczka nie jest możliwa.

To też fatalistyczna opowieść o nieuchronności losu, którego nie da się oszukać, zwieść czy wyprowadzić w pole. Wszelkie wydarzenia, jakie mają miejsce w naszym życiu, są z góry zaplanowane, a my mamy ograniczone pole manewru. Jesteśmy trochę jak główny bohater „Czerwonego żółwia”, który dwoi się i troi, aby zbudować tratwę, aby odpłynąć, ale nigdy mu się nie uda. Autor wprost nam mówi, że musimy zmierzyć się z życiem takim, jakie dostaliśmy. Stanąć z nim twarzą w twarz, bo od przeznaczenia i tak nie uciekniemy.
„Czerwony żółw” wzrusza i sprawia, że na 80 minut odcinamy się od wszelkich swoich problemów i przenosimy się na bezludną wyspę. To piękne, że ta opowieść nie potrzebuje niemal żadnych słów, aby odpowiednio wybrzmieć, a i tak piorunująco potrafi działać na widzów.
Nie sposób też nie zakochać się w kresce „Czerwonego żółwia”. Te obrazy wygrywają swoją prostotą, nieskomplikowaniem i głęboko zapadają w pamięć. Są niezwykle estetyczne, ale też swoją delikatnością pobudzają zmysły. Wielkie ukłony.
„Czerwony żółw” to prosta historia o samotności. Animacja, w której nie brakuje symboliki, metafor oraz metafizyki, jest poetycką opowieścią o próbie walki z własnym przeznaczeniem. Niewykluczone, że wy wyłowicie z tej produkcji jeszcze inne motywy, sensy oraz odniesienia i właśnie na tym polega jej magia. Delektujcie się seansem, po prostu.
Ocena: 8/10
Krzysztof Połaski
"CZERWONY ŻÓŁW" W KINACH OD 23 CZERWCA
Recenzja została pierwotnie opublikowana 24 czerwca 2017 roku.
