NASZA OCENA: 7/10
Wracająca wieczorem do domu pani psychiatra Miranda Grey jest świadkiem samozapalenia się stojącej na środku drogi dziewczyny, której omal wcześniej nie potrąciła. Gdy odzyskuje przytomność w więziennym szpitalu, dowiaduje się, iż jest podejrzana o zamordowanie męża.
„Gothika” to puzzle z kilku gatunków filmowych. To film, który prowadzi widza na manowce, zwodząc go różnymi filmowymi sztuczkami i zostawiając go tam, gdzie nie spodziewał się dotrzeć. Obraz Mathieu Kassovitza rozpoczyna się jak intrygujący thriller psychologiczny z oryginalnym punktem wyjścia. Oto racjonalistka Miranda postawiona zostaje w obliczu zjawisk nie dających się logicznie wytłumaczyć. Co więcej jej przewodniczkami z ich zrozumieniu są jej byłe pacjentki, które wcześniej uważała za szalone. I od tego momentu mamy też do czynienia z kryminałem, bo wedle wszelkich zasad pani doktor musi osobiście odsłonić tajemnicę.
Klimat klasycznego horroru ma sekwencja jej nocnej ucieczki z więzienia przypominającego gotycki zamek. Sekwencja ta, w której w przeszklonych ścianach odbijają się zamazane postacie, a wpadające przez zakratowane okno księżycowe światło zasłaniają na mgnienie jakieś cienie, ma w sobie najwięcej z tytułowego gotyku. Ale i wiele z akcyjności „Ściganego”. I byłby ten melanż gatunkowy całkiem udany, gdyby nie niepotrzebne gierki á la Freddy Krueger, jakie funduje nam reżyser.
Obejrzeć „Gothikę” jednak warto, bo właściwie przez cały czas czujemy na plecach ciarki. Klimat tworzą nie tylko świetne zdjęcia, ale i muzyka, bardzo mocna ze zwolnieniami i przyspieszeniami rytmu skutecznie podnosząca adrenalinę. Tak jak nam muzyka, tak adrenalinę, twórcom podnosiła realizacja filmu. A najbardziej poszkodowana nie tylko psychicznie, ale i fizycznie okazała się sama gwiazda filmu – Halle Berry. - To było najbardziej bolesne doświadczenie, jakie jako dorosła osoba zapamiętałam – mówi, mając na myśli głównie pracę z Robertem Downeyem Jr, który w owym czasie był, by tak rzecz partnerem wysokiego ryzyka, z racji jego skłonności do nadużywania narkotyków. W jednej ze scen tak nieszczęśliwie popchnął ją na ścianę, że uszkodziła sobie przedramię, co wyeliminowało ją z pracy na 6 tygodni. Zarzekał się wprawdzie, że nie zrobił tego specjalnie, ale Berry nie uwierzyła i raczej wiało od niej chłodem przez resztę dni zdjęciowych. Sen z powiek spędzało aktorce również obcowanie z Mathieu Kassovitzem, z którym kompletnie nie umiała się porozumieć. Choć Berry w samych superlatywach wyrażała się o talencie reżysera, wściekał ją fakt, iż nie mogła się dogadać z mówiącym z silnym akcentem Francuzem. – Za diabła nie mogłam zrozumieć, o co mu chodzi – wyznaje. – Nawet kiedy wyrażał się w miarę poprawnie i tak nie wiedziałam, co mówi. Najbardziej frustrowało mnie to, że nie mogłam pojąć, dlaczego właściwie go nie rozumiem. Dopiero potem mnie olśniło. On jest Francuzem!

Kultura i rozrywka
Cóż, zostawmy to bez komentarza!
Beata Cielecka