NASZA OCENA: 7/10
Przyjaźniący się od lat Rudy i Zośka należą do drużyny harcerskiej, a w czasie wojny stają się członkami Szarych Szeregów. Wychowani w duchu patriotyzmu, wraz z innymi harcerzami organizują akcje sabotażowe i szkolą się pod kątem przydatności do walki z wrogiem. Kiedy gestapo aresztuje Rudego i poddaje go brutalnym, sadystycznym przesłuchaniom, Zośka usiłuje doprowadzić do zorganizowania akcji odbicia przyjaciela. Musi jednak czekać na wydanie rozkazu przez dowództwo.
Ci, którzy czytali książkę o tym samym tytule, pewnie zapytają, dlaczego w powyższym streszczeniu pominięta została postać trzeciego głównego bohatera książki – Alka. Ano dlatego, że w filmie jest on postacią drugoplanową. Stało się tak pewnie dlatego, że „Kamienie na szaniec" nie są wierną ekranizacją książki Aleksandra Kamińskiego. Ten zabieg niestety zniweczył coś co w książce było bardzo mocno zaakcentowane: mocna męska przyjaźń między tą trójką chłopców, wzajemne relacje podszyte fenomenologiczną fascynacją drugim człowiekiem jego odwagą i hartem ducha, braterstwo spowodowane wspólnym przechodzeniem przez traumatyczne doświadczenia. Oprócz powyższego da się też odczuć przesunięcie akcentu na chęć pokazania harcerzy jako zwykłych chłopaków. Gwoli tego dodano do filmu – nieco na siłę - prawomyślne wątki mające przekonać nas co do heteroseksualnej orientacji bohaterów, jakby biorąc pod uwagę prowadzoną swego czasu dyskusję publiczną na temat domniemanego homoseksualizm Rudego i Zośki.
Różnicę między filmem a książką da się odczuć w nastroju jednego i drugiego. Książka była poruszająca, film odbieram jako letni (pomimo bardzo realistycznych i niezwykle drastycznych scen tortur, które jako jedyne w filmie robią naprawdę mocne wrażenie). Trzeba przyznać, że „Akcja pod Arsenałem” Jana Łomnickiego z 1977 wg scenariusza Jerzego Stefana Stawińskiego bardziej trzymając się ducha książki... jest o niebo lepsza. Filmowi Glińskiego w moim odbiorze bliżej jest do „Czasu honoru" – czyli dobrze zrealizowanego, przyzwoicie zagranego obrazu, który po pewnym czasie ulotni się z pamięci – niż do np. „Kolumbów" (czego jakoś tak podświadomie się spodziewałam).
Beata Cielecka
WRÓĆ DO PROGRAMU TV!
