"Lekarze na start" kontra "Diagnoza". Medyczna jesień w TV, czyli krótko o tym jak TV Puls wygrywa z TVN [KOMENTARZ]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
Jesień w polskiej telewizji medycznymi serialami stoi. Jak powszechnie wiadomo, Polacy nienawidzą szpitali, ale kochają medyczne seriale. Paradoks? Po części tak, ale z drugiej strony miło sobie popatrzeć na służbę zdrowia marzeń, pozbawioną kolejek, gdzie życie ratuje nam życie doktor Zosia czy inny przystojniak Burski.

Zanim do kin trafi "Botoks" Patryka Vegi, gdzie autor "Pitbulla" zapewne krytycznym okiem będzie patrzeć na polską służbę zdrowia, a wesoła gawiedź mu przyklaśnie, głośno krzycząc "TAK BYŁO" czy "PANIE, TE DOKTURY TO ŁAPÓWKARZE SOM", to w telewizji czeka nas inne spojrzenie na profesję lekarza, gdzie każdy kolejny dyżur oznacza ogrom pracy, życie prywatne w strzępach i całkowite oddanie sprawie.

DIAGNOZA

Swoje premiery miały już dwa główne medyczne seriale jesiennych ramówek, czyli "Diagnoza" telewizji TVN oraz "Lekarze na start" TV Puls. Z racji na podobną tematykę oraz datę premiery nie sposób nie zestawić ze sobą tych produkcji. Dodam tylko, że mój komentarz opiera się wyłącznie na seansie pierwszego odcinka każdego z tych tytułów, gdyż to właśnie pilotażowy epizod ma przekonać nas do oglądania kolejnych i jeżeli - kolokwialnie mówiąc - "nie pyknie", to cały serial może mieć duży kłopot.

"Diagnoza" była zapowiadana jako wielki hit telewizji TVN. Ogromna promocja, huczna premiera, czerwone dywany, producentka "Drugiej szansy" za sterami, na stołkach reżyserskich uznani Xavery Żuławski i Łukasz Palkowski, a do tego gwiazdorska obsada. Czy to przepis na przebój? Na papierze może i tak, ale... na ekranie nie do końca to działa.

Głównym problemem 1. odcinka "Diagnozy" jest scenariusz, a właściwie jego brak. Przez ponad 40 minut na ekranie, poza oczywiście wypadkiem autobusu, nic się nie dzieje. Więcej, do czasu pierwszej reklamy, w momencie gdzie koniecznie trzeba przykuć uwagę widzów, oglądamy tylko biegającą i rozmawiającą Maję Ostaszewską. Zero akcji, zero emocji, więc nie zdziwiłbym się, gdyby część widzów zrezygnowana z seansu już w tym momencie. Parzenie herbaty wydawało się już dużo bardziej emocjonujące.

Dalej nie jest lepiej, gdyż wypadek autobusu - pomijając już jego absurdalne okoliczności - wygląda tanio i obrzydliwie. Na te efekty specjalne zwyczajnie nie da się patrzeć. A i tak przysłowiową truskawką na torcie (#tomaszhajto) są wszelakie kretynizmy, typu rozmowa z kierowcą autobusu, który oznajmia, że ma komplet pasażerów, po czym cudownie znajdują się miejsca dla dodatkowej trójki podróżnych. Już pomijając największą wpadkę, czyli fakt, że autobus w zasadzie nawet nie wyjechał z Katowic, ale pacjenci finalnie trafili do... Rybnika.

Swoją drogą silenie się na "śląskość" serialu, gdzie w sumie tylko Sonia Bohosiewicz prezentuje miejscowy folklor pokazuje, jak bardzo twórcy nie wiedzą w jakim kierunku iść z "Diagnozą". Niby ma być inaczej, a i tak jest jak w niemal każdym serialu TVNu. Bardzo razi w oczy też serialowy szpital, w którym... nic się nie dzieje. Wygląda jak sztuczne miejsce, zainscenizowane w jakiejś hali, gdzie nie ma życia. Na oddziale ratunkowym jest tak nudno, że chociaż oglądamy poważny wypadek autokaru i akcję ratunkową, to kamera woli pokazywać klatę przebierającego się Macieja Zakościelnego. Serio?

Całości nie ratuje też obsada. Z całym szacunkiem dla Mai Ostaszewskiej czy Adama Woronowicza, będącego doskonałym aktorem, ale skontrowanie ich Maciejem Zakościelnym, a następnie wypełnienie reszty stanowisk aktorskich nazwiskami, które przewijają się przez większość innych polskich produkcji prowadzi do zmęczenia materiału. Ja już nie chcę patrzeć na tych aktorów, którzy wciąż grają takie same role, a jedyne co się zmienia to ich kostiumy.

Może kolejne odcinki "Diagnozy" będą lepsze i ciekawsze, ale póki co trudno będzie mi się zmusić do kolejnego seansu. W zasadzie tylko obecność Tomasza Drabka w obsadzie, czyli jednego z najbardziej niedocenianych polskich aktorów, zachęca mnie do dalszego śledzenia serialu.

LEKARZE NA START

"Lekarze na start" telewizji Puls to produkcja, która była dużo większą niewiadomą. I chociaż pierwsze zwiastuny nie zachęcały, to serial w reżyserii Grzegorza Lewandowskiego sprawia wrażenie bardziej interesującego od "Diagnozy". Ale po kolei.

Co prawda już od czołówki "Lekarzy na start" widać naleciałości z "Na dobre i na złe", ale w końcu za realizację jest odpowiedzialny ten sam producent, który postawił na sprawdzone rozwiązania. Można też narzekać, że "Lekarze na start" trochę pachną telewizyjną taniochą, ale - w odróżnieniu od "Diagnozy" - akcja rozgrywa się na pełnych obrotach już od pierwszych minut, wciąga i angażuje do samego końca.

Patrząc na "Lekarzy na start" widzę, że w tym przypadku autorzy mieli jakikolwiek scenariusz i chociaż według niektórych komentarzy widzów zdarzyły się merytoryczne wpadki, to twórcy wiedzieli co chcą pokazać na ekranie. Tutaj nie ma miejsca na nudę, całość jest dynamiczna, ekranowy szpital żyje, krew tryska, a ludzie zdychają. I tak ma być.

Oczywiście nie są to polscy "Chirurdzy", czego autorzy mają świadomość, dlatego śmieszkują z serialu Shondy Rhimes, jednak widać w tym wszystkim pewną świeżość. Strzałem w dziesiątkę było obsadzenie w głównych rolach jeszcze niezbyt rozpoznawalnych aktorów, którzy naprawdę mają szansę się popisać, a poza tym każdy z ich bohaterów jest jakiś, wyróżnia się i ma charyzmę. Dominika Kryszczyńska, Kamil Szeptycki oraz Filip Gurłacz dają czadu już w pierwszym epizodzie, a jestem przekonany, że dalej swoje trzy grosze dorzucą także Zuzanna Grabowska czy Maria Pawłowska. Szczególnie ta ostatnia wcześniej na teatralnych deskach pokazała na co ją stać, więc czekam na jej ekranowe popisy z niecierpliwością.

Ale żeby nie było zbyt miło, to trzeba dolać łyżkę dziegciu. Złym castingowym wyborem wydaje się być Marta Król, która razi sztucznością i po prostu irytuje. Do tego pikantniejsze mogłyby być dialogi, chociaż tutaj przez wczesną porę emisji trzeba grać tak, jak przeciwnik pozwala. Szkoda też, że "Lekarze na start" są trochę wtórni i przewidywalni, ale mam nadzieję, że w pewnym momencie scenariusz bardziej zaskoczy i - mimo codziennej emisji - nie zamieni się w smutną oraz banalną telenowelę. Potencjał jest.

Nie spodziewaliście się takiego werdyktu? Ja też nie, ale po premierowych odcinkach można śmiało powiedzieć, że na razie TV Puls wygrywa z TVN. I coś mi podpowiada, że zrobili to przy dużo mniejszych pieniądzach. Trzymam kciuki za "Lekarzy na start", nie zepsujcie tego, ok?

Krzysztof Połaski

[email protected]

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn