Bartosz M. Kowalski do tej pory był dokumentalistą, a swój talent pokazał już w 2012 roku za sprawą świetnej „Mojej Woli”. Mimo, że postanowił zrealizować fabułę, to zrobił to na własnych zasadach, metodami charakterystycznymi dla dokumentalisty. Już sam początek filmu, gdzie twórca przedstawia nam bohaterów – kolejno Gabrysię (Michalina Świstuń), Szymka (Nicolas Przygoda) i Czarka (Przemysław Baliński) – to w zasadzie trzy dokumentalne etiudy, przybliżające charakter postaci i ich życie codzienne.
Reżyser stawia na autentyzm, pokazując sytuacje inspirowane prawdziwym życiem. Zapomnijcie o obrazie nastolatków rodem z filmów Katarzyny Rosłaniec, tutaj dzieciaki zachowują się naturalnie, co może jednych przerażać, a innych oburzać. Wulgaryzmy są już na stałe wpisane do słownika głównych bohaterów, ale najbardziej szokująca jest ich bezwzględność oraz bezrefleksyjność. Zaniedbani i zbagatelizowani przez rodziców bądź opiekunów, nie poznali granicy oddzielającej dobro od zła. Są w stanie zrobić wszystko, a upokarzanie innych ludzi – koniecznie filmowane telefonem komórkowym, wszak wspomnienia należy utrwalać – sprawia im ogromną satysfakcję i wręcz jest motorem napędowym do dalszego działania.
CZYTAJ TAKŻE:
Czy można popełnić zbrodnię z nudów? Czy każde morderstwo ma jakiś powód? Kowalski tylko zadaje pytania, co paradoksalnie świadczy o sile jego filmu. Obserwuje swoich bohaterów z dystansu, do nas docierają tylko skrawki tego co mówią, ale patrzenie na ich czyn paraliżuje nawet wtedy, gdy jesteśmy obserwatorami z daleka. Próbujemy zrozumieć dlaczego tak postępują, ale to pytanie bez odpowiedzi. Sami tego nie wiedzą.
Nie da się uchwycić momentu, w którym rodzi się zło. Nawet nie wiadomo, czy i jakie wydarzenie może uruchomić w człowieku ten proces, a co dopiero, gdy mamy do czynienia z dziećmi. Istotami pozornie niewinnymi, czystymi, jednak symboliczna biel ich koszul zostanie splamiona krwią.
Wyrazy uznania należą się dziecięcej obsadzie, która wzorowo wywiązała się z zadania. Mając do czynienia z tak trudnym tematem, poradzili sobie znakomicie. Stworzyli wiarygodnych bohaterów i świadomość, że tacy chłopcy naprawdę mogą istnieć, przeraża najbardziej.
„Plac zabaw” to bezkompromisowy film, o którym powinno być głośno. Finał obrazu budzi panikę, obrzydzenie i niesmak, ale powinien też stać się pretekstem do zastanowienia, co się dzieje z psychiką młodzieży pozostawionej samej sobie, żyjącej samopas, emocjonalnie oddalonej od rodziców. Czy w ogóle mają jakieś uczucia? Czy przeżywają emocje? Produkcja Bartosza M. Kowalskiego na te pytania nie odpowie, ale na szczęście nie musi. Każdy sam powinien wyciągnąć wnioski z tego niestety potrzebnego i aktualnego filmu. Bardzo dobry debiut.
Ocena: 8/10
Krzysztof Połaski
"PLAC ZABAW" W KINACH OD 18 LISTOPADA
Recenzja została pierwotnie opublikowana 24 września 2016 roku, w ramach relacji z 41. Festiwalu Filmowego w Gdyni.
