Thor (Baldur Einarsson) i Kristján (Blær Hinriksson) są przyjaciółmi od dzieciństwa. Zawsze wszystko robili razem, począwszy od niewinnego szlajania się po miasteczku po mordowanie ryb dla zabawy. Takie „papużki nierozłączki”, wiecznie w duecie. My poznajemy ich w momencie, gdy są nastolatkami; to wciąż najlepsi przyjaciele, ale obydwaj czują, że ich relacja zaczyna ewoluować i przemienia się w coś, czego do tej pory nie znali. Podczas gdy Thor, wychowywany wraz z dwiema siostrami przez – mającą opinię łatwej – matkę, zaczyna rozglądać się za płcią przeciwną, tak Kristján – na co dzień zmagający się z ojcem nie akceptującym żadnej inności – zaczyna odkrywać, że od dziewczyn bardziej pociąga go własny przyjaciel.

Nie myślcie jednak, że „Serce z kamienia” to typowe kino LGBT. Homoseksualizm jest tylko jednym z wątków, gdyż reżysera nie interesuje orientacja seksualna chłopców, lecz proces odkrywania samego siebie, a następnie zmierzania się z prawdą o sobie, co często okazuje się tragiczne w skutkach. Nawet do wiedzy o samym sobie trzeba dojrzeć i trzeba być na to gotowym.
Guðmundsson opowiada nam o blaskach i cieniach dorastania. O tych wszystkich wstydliwych momentach, o których często chcielibyśmy zapomnieć. Pierwsze zauroczenia, odkrywanie własnego ciała, chęć bycia dokładnie takim samym jak inni – te składniki wybijają się na pierwszy plan. Widać, że urodzony w 1982 roku twórca doskonale opracował podjęty temat, gdyż potrafi opowiadać tę trudną historię z lekkością oraz wyczuciem. Nie ma tutaj ani grama fałszu, a zamiast tego otrzymujemy prawdziwe emocje i autentycznych bohaterów.
Ogromna w tym zaleta dwóch głównych aktorów, pomiędzy którymi wytworzyła się chemia. Zresztą to doskonale dobrany duet, grający kontrastami. Mniej wyrośnięty Thor jest śmielszą połową ekipy, natomiast postawny Kristján jest małomówny i wycofany. Prosty zabieg, ale dodający kolorytu, sprawiający, że uciekamy od schematyczności, przez co finalnie oglądamy chłopców, którzy niczego nie udają, ale po prostu są.
Kultura i rozrywka

Co ważne, twórca ani przez moment nie szuka skandalu, nie ucieka w banał, ani nie idzie na łatwiznę. Z delikatnością podchodzi do swoich bohaterów, ma szacunek do tej opowieści i od początku do końca wie, co chce przekazać widzowi. Tutaj nie ma miejsca na metodę prób i błędów, przez co oglądamy bardzo dojrzały i przemyślany film.
Kolejnym skarbem „Serca z kamienia” są zdjęcia. Trudno nie zakochać się w tych obrazkach, ale – co jeszcze istotniejsze – kamera, którą poprowadził Sturla Brandth Grøvlen, bardzo zbliża nas do bohaterów. Momentami można wręcz odnieść wrażenie, że przekraczamy jakąś barierę intymności wchodząc w ich świat, rzeczywistość oraz relację. Właśnie dlatego możemy poznać tych chłopców, ich rozterki, wątpliwości i obawy.
„Serce z kamienia” to wciągająca i dobrze napisana historia, z intrygującymi bohaterami, w których wierzę niemal od pierwszej sceny. To subtelny i bardzo delikatny film o dorastaniu i poznawaniu samego siebie, ale przy tym pokazujący też ciemną stronę bycia nastolatkiem, gdzie problemy z rodzicami i akceptacją wśród rówieśników mogą doprowadzić do najgorszego. Wszystko to połączono z hipnotyzującymi zdjęciami i bardzo ciekawym aktorstwem ze strony młodzieży. Wierzę w tych ludzi, film wywołuje we emocje, a dokładnie tego szukam w kinie.
Ocena: 8/10
Krzysztof Połaski
"SERCE Z KAMIENIA" W KINACH OD 9 CZERWCA
Recenzja została pierwotnie opublikowana 14 czerwca 2017 roku.