"Spectre". Nowy Bond to pozycja obowiązkowa! [RECENZJA]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
Program TV został dostarczony i opracowany przez media-press.tv
Program TV został dostarczony i opracowany przez media-press.tv
Gdyby się uprzeć, nową odsłonę przygód Jamesa Bonda można by uznać za dramat rodzinny, gdyż twórcy z Samem Mendesem na czele serwują widzom zarówno trudne relacje ojca z córką, jak i dość toksyczne pobratymstwo. Ale spokojnie, „Spectre” to wciąż stary, dobry Bond, który został zrealizowany w swoim stylu. Kawał dwu i półgodzinnej porządnej rozrywki.

Fabuła nowej części przygód agenta 007 jedynie na pierwszy rzut oka może wydawać się skomplikowana. W Londynie, a właściwie na całym świecie, idzie nowe – właśnie mianowany szef MI5 zwany „C” (Andrew Scott) forsuje utworzenie międzynarodowej siatki wywiadowczej, która opierałaby się na nowoczesnym systemie inwigilacyjnym, przez co istnienie Tajnej Służby Wywiadowczej MI6 oraz program 00 staną się zbędne. Szef MI6, „M” (Ralph Fiennes) podejrzewa, że kryje się za tym czyjś konkretny interes. W międzyczasie James Bond (Daniel Craig) – karnie wysłany na urlop za urządzenie w Meksyku podczas Święta Zmarłych „małego łubu-dubu” – spełnia ostatnie życzenie poprzedniej „M” (Judi Dench) i likwiduje kolejnych zbójów, co naprowadza go na tajemniczą organizację SPECTRE oraz jeszcze bardziej enigmatycznego Franza Oberhausera (genialny Christoph Waltz).

Bond. James Bond. Ten zwrot mówi wszystko. „Spectre” to kwintesencja tego, czym przez lata karmili widzów kolejni twórcy filmów o agencie Jej Królewskiej Mości. Obraz nie tylko stanowi bezpośrednią kontynuację poprzednich części z Danielem Craigiem w roli głównej – i zarazem ich podsumowanie – ale przede wszystkim jest po brzegi wypełniony nawiązaniami również do dawnych odsłon cyklu. Te wszelkie smaczki czy szczegóły są ogromną wartością tego filmu, ponieważ z jednej strony pozwalają odczytać Bonda na nowo, ale z drugiej jest to mrugnięcie okiem do widza w stylu: hej, to stary, dobry i poczciwy James Bond, dokładnie taki, jakiego go kochacie najbardziej!

CRAIG JEST BONDEM DOSKONAŁYM

Daniel Craig jest Bondem doskonałym i właściwie szkoda, że to prawdopodobnie ostatnia część z nim w roli głównej, do czego sprowadza się nawet fabuła produkcji. Więc jeżeli to koniec, to Anglikowi urządzono naprawdę godne pożegnanie. Jego interpretację agenta 007 najlepiej oddają słowa Dave'a Bautisty, który powiedział: „jest wiarygodny, gdy bije i gdy pije, a także gdy uwodzi kobiety”. Nic dodać, nic ująć. Jednak sprawiedliwości musi stać się za dość i paradoksalnie to nie jest Daniel Craig jest gwiazdą „Spectre”. Jego urok połączony z szorstkością bledną przy kreacjach Christopha Waltza i zjawiskowej Léi Seydoux.

Co z tego, że Waltz w zasadzie gra tak samo, jak chociażby w „Bękartach wojny” Quentina Tarantino? Ważne, JAK to robi, a wciela się w postać szaleńczego schwarzcharakteru obłędnie. Odkryciem jest Léa Seydoux. Francuzka już w swojej filmografii udowadniała, że żadna rola jej nie straszna (patrz chociażby kontrowersyjne „Życie Adeli – Rozdział 1 i 2” w reżyserii Abdellatifa Kechiche'a), ale tym razem – jako jednej z nielicznych dziewczyn agenta z licencją na zabijanie – udało się jej zdominować Bonda. To postać z charakterem, z pazurem, gdy pojawia się na ekranie, to ona rządzi. Zarówno uwodzi swoją ujmującą urodą, klasą i dostojnością, jak i jednocześnie intryguje. W tej barwnej palecie postaci, swoje miejsce zdołał zaznaczyć również Dave Bautista, były zapaśnik, który wcielił się w niemego rzezimieszka o niemal stalowych kciukach.

HUMOR I IRONIA

Być może niektórzy z fanów Jamesa Bonda uznają to za bluźnierstwo, lecz patrząc na popisy, wygibasy oraz liczne eksplozje z udziałem eleganckiego żołnierza wywiadu, miałem nieodparte wrażenie, że za chwilę na ekranie pojawi się Dominic Toretto ze swoją szybką i wściekłą rodziną. I to nie jest żadna obelga – zarówno „Spectre”, jak i ostatnie części „Szybkich i wściekłych” zmierzają, a właściwie pędzą za kierownicą superszybkich samochodów lub innych pojazdów, w podobnym kierunku. To niemal bliźniaczy sposób prowadzenia akcji, podobne rozwiązania fabularne i balansowanie na cienkiej granicy pomiędzy rzeczywistością a groteską, biorąc przedstawiany świat w duży nawias. Wszystko podane z humorem oraz z ironią.

Zresztą Bond także ma swoją „rodzinę” - w „Spectre” swój charakter mają okazję pokazać „M”, „Q” oraz Moneypenny (Naomie Harris). Na pierwszy plan szczególnie wybija się „Q” - co prawda ta postać to typowy młody informatyk geniusz, zbudowany w najbardziej stereotypowy sposób, lecz z zderzeniu z Jamesem Bondem, ich wymianą zdań i ciętymi ripostami, wyrasta na bohatera z krwi i kości.

AKTUALNOŚĆ

Walorem dzieła Sama Mendesa jest niewątpliwie jego aktualność. „Spectre” porusza kwestie, które są palące na współczesnego społeczeństwa, mającego świadomość, że orwellowska wizja świata z „Roku 1984” coraz bardziej się ziszcza. Dlatego głównym przeciwnikiem Bonda nie jest tak naprawdę Franz Oberhauser, ale system światowej inwigilacji, który zamiast służyć poprawie bezpieczeństwa, staje się narzędziem terroru. Świat opanują kamery i podsłuchy, aplikowany do krwiobiegu GPS namierzy każdego, a drony zastąpią ludzi. O skali problemu, połączonej z jednoczesną fascynacją filmowców tym tematem, niech świadczy fakt, że powstaje coraz więcej produkcji dotykającej tej problematyki, począwszy od już wspomnianych wcześniej „Szybkich i wściekłych 7” czy nowego „RoboCopa” José Padilhy.

„Spectre” ma kilka swoich słabostek. Główną wadą jest niewykorzystanie potencjału drzemiącego w pięknej Monice Belluccii. Mieć na planie taką aktorkę, taką kobietę i poświęcić jej tak mało czasu ekranowego? Przecież to grzech i to ciężki, pokuta dla Sama Mendesa powinna być znacząca. Najsłabszym motywem nowego Bonda okazała się jednak... czołówka. Dawno nie widziałem czegoś również żenującego – nagi tors Daniela Craiga w złocie i w płomieniach, przylepione do niego piękne kobiety, pocałunki pod ośmiornicami i inne cuda na kiju. A wszystko to w rytm „Writing's On The Wall” Sama Smitha. Coś strasznego.

„Spectre” to kawał naprawdę dobrej i udanej rozrywki oraz przykład tego, jak powinno się robić współczesne kino akcji. I nie chodzi o rozmach, jakim nowy Bond może się pochwalić, lecz o płynność akcji, która wciąga już od pierwszych chwil i nie pozwala oderwać wzroku od ekranu przez kolejnych 148 minut. Nic dziwnego, że film bije kolejne rekordy i jest kasowym hitem. Pozycja obowiązkowa. Nawet widzowie niebędący fanami Jamesa Bonda powinni być usatysfakcjonowani.

Ocena: 7/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

SPECTRE

Produkcja: Wlk. Bryt., USA, 2015

Obsada: Daniel Craig, Christopher Waltz, Ralph Finnes, Monica Bellucci, Léa Seydoux

Reżyseria: Sam Mendes

Recenzja została pierwotnie opublikowana 4 listopada 2015 roku.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn