"CAŁE SZCZĘŚCIE" - RECENZJA
Konecki nie próbuje odkryć Ameryki na nowo. W "Całym szczęściu" bierze doskonale znane składniki i stara się ułożyć z tego film, który zarówno bawi, jak i nie jest pozbawiony logiki. O fabule nie chcę za bardzo się rozpisywać, aby nie psuć Wam fabularnych twistów, ale w najogólniejszym zarysie mamy tutaj historię samotnego ojca (Piotr Adamczyk), który po śmierci żony całkowicie poświęcił się wychowywaniu syna (Maksymilian Balcerowski), odkładając muzyczną karierę na półkę. I wówczas w jego życiu, jakby wprost z telewizora, pojawia się celebrytka, influancerka i mistrzyni fitnessu w jednym - Marta Potocka (Roma Gąsiorowska). Będzie się działo.

Chociaż Tomasz Konecki, do spółki ze scenarzystami cyklu "Listy do M.": Marcinem Baczyńskim i Mariuszem Kuczewskim, opowiada historię jakich wiele, to nie chce zbytnio odkryć wszystkich kart, jakie ma w ręku, a także stara się zmylić tropy. Stwierdzenie "stara się" jest chyba najbardziej prawidłowe, bo nie zawsze się to udaje, a niektórych rozwiązań fabularnych można szybko się domyśleć. Nie zmienia to jednak faktu, że w "Całym szczęściu" jest pewien urok i coś, co sprawia, że ten film naprawdę dobrze i lekko się ogląda.
Tutaj ukłony należy kierować w stronę scenarzystów, którzy napisali mięsiste, wyraziste i przepełnione humorem dialogi, gdzie gdy trzeba to jest pieprznie, aby za chwilę znowu było śmiesznie. To działa. Do tego tutaj każdy bohater jest kompletnie inny. Co z tego, że Piotr Adamczyk ponownie wciela się w życiową ciapę, skoro robi to z taką gracją? Młodziutki Maksymilian Balcerowski to prawdziwy wulkan energii, Jacek Borusiński porywa swoją flegmatycznością i oderwaniem od rzeczywistości (wiem, jak to brzmi), Joachim Lamża to przepiękne odzwierciedlenie polskich frustracji, natomiast show i tak wszystkim kradną Tomasz Sapryk i Joanna Liszowska. Plus Liszowska porywa śpiewem, Margaret powinna mieć się na baczności.
Przesłanie "Całego szczęścia" jest uniwersalne - nigdy, pod żadnym pozorem, nie rezygnujmy z własnych marzeń, miłości oraz samych siebie. Banalne? I co z tego? Na dobrą sprawę życie składa się właśnie z takich drobnostek i banałów.
Oczywiście nie wszystko działa w "Całym szczęściu" idealnie. Sceny retrospekcji niepotrzebnie jeszcze bardziej upraszczają i tak dość prosty oraz przewidywalny scenariusz, Roma Gąsiorowska nie jest zbyt przekonywująca w swojej roli, a kolejne eksponowanie znaku informującego, że akcja dzieje się Pucku bardzo śmieszny. Wiadomo, miasto wyłożyło pieniądze, więc trzeba zrobić tak, aby klient był zadowolony, aczkolwiek mam wrażenie, że można było to zrobić nieco mniej inwazyjnie. No i na koniec żarty o Fiacie Multipla... Cóż, to już w polskim kinie już było.
"Całe szczęście" to dla mnie filmowe zaskoczenie. Spodziewałem się niestrawnej komedii romantycznej, a tymczasem dostałem zabawny i uroczy film o sile miłości. Jest to wszystko podlane sosem złożonym ze schematyczności, ale zdecydowanie ogląda się to dobrze. Miłe kino.
Ocena: 6/10
Krzysztof Połaski
"CAŁE SZCZĘŚCIE" W KINACH OD 8 MARCA
Recenzja została pierwotnie opublikowana 8 marca 2019 roku.
