"CREED II" - RECENZJA
33 lata minęły jak jeden dzień, a pojedynek Creed kontra Drago wciąż rozgrzewa serduszka wszystkich Balboamaniaków na całym świecie. Ten film zwyczajnie musiał powstać, wszak trzeba się zrewanżować za śmierć ojca i przede wszystkim udowodnić samemu sobie, że jest się coś wartym. Chcesz być mistrzem, to zachowuj się jak mistrz. Na ring prowadzą tylko trzy schody. Musisz wiedzieć o co walczysz.

Truizmy? Owszem, ale każdy "Rocky" był z nich utkany. Podobnie jak z przewidywalnego scenariusza, patosu czy amerykańskiego samogwałtu w scenach pojedynków amerykańsko-rosyjskich. Teraz do tego dochodzi mroczny obraz Ukrainy, gdzie ludzie plują na bezdomne psy i śmieszne mówienie po rosyjsku.
ALE, ALE, jakie ma to znaczenie, gdy otrzymujemy kawał kina rozrywkowego, które wzrusza, chwyta za serducho i sprawia, że po wyjściu z kinowej sali masz ochotę wskoczyć na ring i zacząć tańczyć bokserski walczyk z workiem treningowym? Jest moc, energia i cały czas jest pomysł na to wszystko. Bo "Creed II" to tak właściwie opowieść o rodzinie i dojrzewaniu do bycia rodzicem. O tym, żeby nie mieć kompleksów własnych rodziców. Ale też o chęci podniesienia się z dna, bo przez przeszłość w lustrze widzi się obraz żądnego zemsty śmiecia.
I to jest siła drugiego "Creeda", ponieważ na ekranie mamy opowieść o ludziach z krwi i kości, którzy stale walczą o przetrwanie. Fortuna kołem się toczy, więc wystarczy jedno potknięcie, aby wszystko stracić. Zarówno młody Creed, jak i młody Drago, mają o co walczyć. Szczególnie ten drugi, który nie jest zaprogramowanym morderczym cyborgiem, jak jego ojciec w "Rocky IV" z 1985 roku. Potrafi myśleć, przeżywa emocje i w końcu wykorzystuje szansę zerwania się z łańcucha, przez który mentalnie utknął w radzieckiej Rosji.
Michael B. Jordan, Sylvester Stallone, Dolph Lundgren i Florian Munteanu zabierają nas do świata prawdziwych ludzi, którzy - tak samo jak wszyscy - czasem boją się sami wykonać pierwszy krok. A wszystko w rytm świetnego soundtracku, gdzie nowoczesny rap miesza się z klasycznymi brzmieniami typowymi dla "Rocky'ego". Polecam, bo ogląda się to zaciskając zęby w momentach lania ryja i ze łzami w oczach, gdy tego trzeba.
"Creed II" to kino eksplodujące emocjami i hołd dla starej szkoły. Reżyser Steven Caple Jr. udowadnia, że można zrobić film w starym stylu, który nie wygląda jak ramota. Znaleziono złoty środek, przez co oglądamy charakterny dramat, gdzie zadbano zarówno o wyrazistych bohaterów, humor, jak i bardzo dobrze zainscenizowane sceny walk. Wybaczcie mi prywatę na koniec; nie wiem, jak to się dzieje, ale wystarczy, że oglądam jakiś film z serii "Rocky" czy "Creed", to od razu ma mojej skórze pojawiają się ciary. Zawsze. Za każdym razem. Teraz było podobnie.
Ocena: 7/10
Krzysztof Połaski
"CREED II" W KINACH OD 23 LISTOPADA
Recenzję pierwotnie opublikowano 23 listopada 2018 roku.
