"DIUNA" - RECENZJA
"Diuna" Franka Herberta to powieść kultowa. Mówi się, że jej przeniesienie na wielki ekran jest wręcz niemożliwe, jednak wciąż znajdują się śmiałkowie, którzy chcą zmierzyć się z tym zadaniem. David Lynch podjął się tego w 1984 roku i do dzisiaj nie może patrzeć na swój film. Teraz przeniesieniem "Diuny" na język kina zajął się Denis Villeneuve, będący jednym z najbardziej zdolnych i jednocześnie wszechstronnych współczesnych filmowców. Kanadyjczyk radzi sobie zarówno z mocnymi historiami, co udowodnił filmem "Pogorzelisko", jak i blockbusterowym kinem, co pokazał "Blade Runner 2049".

Villeneuve to odpowiedni człowiek na właściwym miejscu. Z takim przewodnikiem można ze spokojem wybrać się w wyprawę do dalekiej przyszłości, gdy walka o drogocenną Przyprawę staje się elementem codzienności. Chociaż "Diuna" rozgrywa się w bardzo dalekiej przyszłości, to pod tym kostiumem kryje się krytyka tego, co niszczy społeczeństwa oraz ludzi także współcześnie - chciwość, niebezpieczna mieszanka polityki i biznesu oraz chęć posiadania niczym nieograniczonej władzy. Patrząc na "Diunę" i jej przepiękne plenery, nie mogłem pozbyć się wrażenia, że ta metafora jest jeszcze silniejsza. Patrzysz na pustynię i w głowie masz obrazki z kolejnych migawek, w których Bliski Wschód stawał się areną walki mocarstw o drogocenną ropę. Tak to działa.
Z jednej strony "Diuna" stawia na dość minimalistyczną fabułę, a z drugiej, pod względem wizualnym, mamy tutaj przepych i prawdziwą ucztę dla oka. Fabularne rozwiązania jestem w stanie zrozumieć; "Diuna" musi być sztuką kompromisu, nie wszystko, co w znajduje się w książce, da się przenieść na ekran w taki sposób, aby widz był w stanie to wytrzymać. Kanadyjski reżyser postawił na prostotę przekazu i wygląda na to, że jest to słuszny kierunek. No, może jedynie w połowie filmu przydałoby się ciut więcej dynamiki, ale zakończenie, w którym wreszcie zaczyna się coś dziać, potrafi to wynagrodzić.
Nowa "Diuna" ma twarz Timothéego Chalameta, który ma zarówno urok, jak i ten błysk w oku, sprawiający, że jesteś ciekawy tego gościa. Jako Paul Atryda sprawdza się na ekranie, chociaż najlepsze i tak dopiero przed nim. O ile, oczywiście, kontynuacja "Diuny" powstanie. Oby tak się stało, bo miło byłoby zobaczyć również Zendayę, która w przypadku tego obrazu, praktycznie nie ma nic do grania.
"Diuna" Denisa Villeneuve'a potrafi zachwycić. Wizualnie film robi kolosalne wrażenie i aż chce się chłonąć ekranowy świat. Fabuła jest niestety minimalistyczna i gdy film zaczyna się rozkręcać, to... następuje jego koniec. To kino ładne i klimatyczne. Dobra, to kiedy drugi odcinek?
Ocena: 7/10
Krzysztof Połaski
Recenzja została pierwotnie opublikowana 22 października 2021 roku.
