"Pani Henderson". Stylowa opowieść o ekscentrycznej wdowie z wojną w tle [RECENZJA]

Monika Somla
Monika Somla
"Pani Henderson"media-press.tv
"Pani Henderson"media-press.tv
O nagości, która nie gorszy, starości, która się nie poddaje przepisom prawa, które można obejść.

NASZA OCENA: 8/10

Londyn. Dwa lata przed wybuchem II wojny świeżo owdowiała Laura Henderson, wpada na dosyć kontrowersyjny jak na starszą panią pomysł otwarcia teatru wodewilowego. Kłopot w tym, że nie ma żadnego doświadczenia, jeśli chodzi o zarządzanie takim przybytkiem. Pomocą w prowadzeniu Windmill Theatre służy jej doświadczony i sprytny Vivian Van Damm. Przez jakiś czas trwa dobra passa, ale wkrótce dobre pomysły zostają podchwycone przez konkurencję i Laurze zaczyna grozić bankructwo. Wtedy przedsiębiorcza parka wpada na pomysł, by ożywić przedstawienia… nagością. Ponieważ jednak jest to zakazane, gołe modelki i aktorki występują jako część scenografii.

Film zrealizowany na podstawie scenariusza Martina Shermana, opowiada autentyczną historię Laury Henderson i jej teatru Windmill, jedynego teatru otwartego w Londynie podczas wojny! Gdyby film zrealizował inny reżyser byłaby to może lekko pikantna opowieść o nagich dziewczynkach „używanych” jako dekoracje, które mają przyciągnąć rozpasanych żołnierzy do teatru. Stephen Frears sprawił, że teatr Laury Henderson zyskuje całkiem inny wymiar. To nie tylko szczegółowo odtworzone wg realiów epoki przedstawienia, wraz z ich wystawnymi kostiumami i oszałamiającymi sekwencja choreograficznymi. To nie tylko zaplecze kulis świata teatru i wodewilu, pełnego wzajemnych intryg, buzującego od emocji. To także miejsce, które nabiera symbolicznego wymiaru. Staje się odskocznią od codzienności, azylem dającym moment spokoju, okazję do zapomnienia o koszmarze wojny i chwilą, która przenosi człowieka do rajskiego czasu, kiedy nie ginęło się na ulicy od bomby. Nagość u Frearsa ukazana nie gorszy, jest estetyczna, ciepła a nie wulgarna. I nigdy nie przekracza granicy dobrego smaku. Może dlatego, że nagie kobiece ciało – poza tym, że jest chwytem reklamowym teatru – ma być czymś więcej. Tłumaczy to sama bohaterka, opowiadając o synu, który zginął na froncie I wojny światowej nie poznawszy uprzednio smaku, widoku i zapachu kobiety. Dziewczyny Pani Henderson mają być właśnie takim pięknym, zmysłowym wrażeniem, powracającym marzeniem i niezapomnianym wspomnieniem, jakie żołnierze zabiorą ze sobą na front. Może ich ostatnim… Nie rozumie tego oczywiście zakłamana rozkrzyczana, bigoteryjna tłuszcza protestująca przed Windmill, a potem śliniąca się na widok rozebranych panienek – co jest trafną obserwacją obyczajową, jakich zresztą w filmie wiele.

Pani Henderson nie jest jednak filmem ani smutnym, ani ciężkim. Wiele humoru wnosi przewrotny, lekko dwuznaczny charakter relacji bohaterki i jej wspólnika Van Damma (świetna kreacja Boba Hoskinsa) który jest okazją do skrzących się angielskim dowcipem, zabawnych dialogów. Dyskretnie wygrana zażyłość tych dwojga naprowadza na trop kolejnego motywu filmu: tęsknoty za przeżyciem jeszcze jednej miłości przez starszą, samotną damę, której życie uczuciowe powinno, zgodnie z oczekiwaniami otoczenia, zaniknąć wraz ze śmiercią męża. Aktorka nie wstydzi się ani swego ciała, ani wyrażania najskrytszych emocji – gra na przemian wzruszając i bawiąc. Za rolę Pani Henderson otrzymała nominację do nagrody BAFTA, Oscara i Złotego Globu.

Beata Cielecka

"Pani Henderson". Sprawdź datę emisji w telewizji

WRÓĆ DO PROGRAMU TV

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn