"TO MY" - RECENZJA
Początek "To my" może być dość mylący. Cofamy się do 1986 roku, aby zobaczyć jak pozornie nic nieznaczące wydarzenie miało wpływ na dorosłą już główną bohaterkę filmu (fenomenalna Lupita Nyong'o), a następnie zaliczamy powrót do teraźniejszości, gdzie rozpoczyna się właściwa akcja. Można pomyśleć - typówka. Tyle tylko, że Peele już od pierwszych minut podejmuje grę z widzem; korzysta z oczywistych, wręcz schematycznych rozwiązań, aby w finale już nic nie było takie jasne jak na początku.

Właśnie w tym tkwi największy urok "To my". Autor "Uciekaj!" z pełną odpowiedzialnością korzysta z klisz, jednocześnie przepisując gotowe rozwiązania na własny język. Tutaj nie ma miejsca na zbędną scenę czy dialog. Wszystko jest misternie zaplanowane i umieszczone dokładnie tam, gdzie znajdować się powinno. Aby uniknąć sztampy Peele bawi się materią filmową, żongluje cytatami oraz odniesieniami do popkultury, często podbijając wymowę oryginalnych dzieł, czego przepięknym dowodem jest scena z utworem NWA - "Fuck tha Police" w roli głównej.
"To my" można interpretować na wiele sposobów i podejrzewam, że każdy seans może przynieść nowe wnioski oraz obserwacje. Dla mnie ten obraz jest historią o walce z samym sobą i złu, które jest w nas głęboko zakorzenione. W każdym z nas. Każdy ma mroczną stronę, tylko jedni czynią z niej swoją wizytówkę, a inni nigdy jej nie ujawniają. Z drugiej strony film Peele'a traktować należy też jako komentarz społeczny. To trochę wariacja na temat rasizmu oraz klasizmu, gdzie ten drugi niejako zastąpił pierwszy. Nie jest już ważny kolor skóry lecz stan posiadania - jeżeli nie masz łodzi, domku przy plaży i nowoczesnego SUV'a to jesteś nikim. Oczywiście, Peele operuje stereotypami, ale właśnie to podkreśla wymowę całości.
Przyznam się, że w ostatnim czasie miałem problem z filmami grozy, które według krytyków były odkryciem. "Ciche miejsce" czy "Dziedzictwo. Hereditary" zbierały pozytywne recenzje, a dla mnie były przehajpowanymi filmami, które więcej obiecywały niż oferowały. Z "To my" jest inaczej; ten film niczego nie obiecuje i daje kawał przemyślanego, dobrze skonstruowanego kina grozy, które potrafi zaskoczyć fabularnymi rozwiązaniami. To obraz skąpany w humorze, ironii oraz popkulturze, przez co jest tak prawdziwy oraz wielowymiarowy. Tego filmu się nie ogląda, tylko wchłania, a seans, poza dreszczykiem emocji, jest w stanie zapewnić też sporo śmiechu. I ja to kupuję.
Ocena: 8/10
"TO MY" W KINACH OD 22 MARCA
