„To nie mój film” [RECENZJA]. Miłość ma datę ważności? Jak uratować związek?

Krzysztof Połaski
Maria Zbąska ponad 10 lat kazała widzom czekać na swój debiutancki pełnometrażowy film. Był 2013 rok, gdy o jej krótkim metrażu pt. „Psubrat” rozpisywali się wszyscy, po czym autorka... zniknęła. No, nie do końca, bo stale pracowała, choćby przy popularnych i naprawdę udanych reklamach, ale na szczęście nie porzuciła filmu. Mówi się, że wyczekane smakuje najlepiej i patrząc na „To nie mój film” jest w tym wiele racji.

Spis treści

ZOBACZ ZDJĘCIA Z FILMU

„TO NIE MÓJ FILM” RECENZJA

Rozstać się czy ratować?

On i ona. Są ze sobą praktycznie „od zawsze”. Nie wyobrażają sobie życia bez siebie, ale coraz mocniej nie wyobrażają sobie także wspólnej przyszłości. Jedno irytuje drugie. Drugie działa na nerwy pierwszemu. Zamiast porozmawiać, przerzucają się oskarżeniami i pyskówkami. Można odnieść wrażenie, że w tej wojnie nie chodzi o porozumienie, lecz zniszczenie przeciwnika. Coraz mniej się rozumieją. Ich miłość miała datę ważności? Przekonają się o tym sami, gdy postanowią uratować związek, w końcu po co komuś nowemu opowiadać o swoim dzieciństwie, skoro ten punkt w tym przypadku mamy odhaczony? Biorą sanki i jadą... nad morze, gdzie podejmują się dziwnej gry na jeszcze dziwniejszych zasadach. Jeżeli wytrzymają, to są dla siebie stworzeni. Jeżeli nie, to pora powiedzieć sobie do widzenia.

Nietypowe kino drogi

Maria Zbąska napisała i wyreżyserowała dość nietypowe kino drogi. Jest w tym filmie trochę podobnego klimatu, jaki zaserwował Łukasz Suchocki w świetnym „Camperze”. Tam też chodziło o wyrwanie się ze świata monotonii, przyzwyczajeń i ponownego zawalczenia o związek. Świetnie, że takie kino w końcu powstaje w Polsce. Są tutaj tony klimatu podobnych produkcji rodem z festiwalu Sundance, gdzie też na pierwszym miejscu stawia się słowo oraz bohatera, a dopiero później akcję.

„To nie mój film” [RECENZJA]. Miłość ma datę ważności? Jak uratować związek?
materiały prasowe

W bohaterach można przejrzeć się jak w lustrze

W ekranowych bohaterach zapewne wielu będzie mogło przejrzeć się jak w lustrze. Nic dziwnego, bo są naprawdę dobrze i ludzko napisani. W nich się zwyczajnie wierzy, bo są... zwyczajni. Mają takie same problemy, bolączki i zmartwienia, jak ty czy ja. Marcin Sztabiński i Zofia Chabiera w rolach głównych są fenomenalni. Pasjonująco patrzy się na ich walkę z wewnętrznymi emocjami i tym, jak starają się nie eksplodować.

Jednak mój film

„To nie mój film” to moje kino. Tę skromną produkcję po prostu się chłonie. Film daje widzom powiew niezależności i niesie nadzieję, że walkę o samych siebie zawsze warto podjąć. W końcu można tylko zyskać, nic się nie traci. Inteligentne, dobrze napisane i wciągające. I co najlepsze; w końcu Marcin Sztabiński dostał rolę, w której mógł rozwinąć skrzydła, bo to utalentowana bestia jest!

7/10
Krzysztof Połaski

„To nie mój film” [RECENZJA]. Miłość ma datę ważności? Jak u...

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź TeleMagazyn.pl codziennie. Obserwuj TeleMagazyn.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn