„Algorytm miłości” [RECENZJA]. Ależ serialowa perełka się trafiła! Oceniamy parodię „Love Island” i „Warsaw Shore”!

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
Maciej Skwara / materiały prasowe CANAL+
Czy pisząc tę recenzję puściłem sobie w tle piosenkę będącą motywem przewodnim programu „Love Island. Wyspa miłości”? Być może. W końcu „Na Love, Love Island, tu nieustannie tylko ciebie chcę, na wyspie pełnej serccccc!”. Ale do rzeczy! Dzisiaj na tapet bierzemy najgorętszą premierę tego sezonu, czyli nowy serial CANAL+ pt. „Algorytm miłości”. Zapnijcie pasy.

Spis treści

„Big Brother” zmienił oblicze telewizji

Dawno, dawno temu, gdy część dzisiejszych użytkowników Internetu nawet nie istniało jeszcze w formie plemników, polską telewizję nieodwracalnie zmienił „Big Brother”. Ekipa, której przewodzili Gulczas, Klaudiusz i Manuela, to byli zwykli ludzie, których zamknięto w domu i filmowano przez całą dobę. I to był przepis na sukces; szybko okazało się, że większość z nas ma w sobie gen podglądacza i uwielbiamy patrzeć na życie innych. Małe afery, dramy, konflikty - to napędza wszystkich widzów. Od „Big Brothera” się zaczęło i z edycji na edycję eskalowało. Gdy w 3. sezonie programu Frytka i Ken wylądowali razem w jacuzzi, gdzie postanowili skonsumować swoją znajomość, wszyscy byli w szoku. Seks na wizji?!? Jak tak można? Upadek obyczajów! Od tych wydarzeń minęło ponad 20 lat, a my doczekaliśmy się programów „Warsaw Shore - Ekipa z Warszawy” i „Love Island. Wyspa miłości”, gdzie w pierwszym chleje się na umór, a w drugim paraduje w strojach kąpielowych przez cały dzień, ale finalnie zarówno w jednym i drugim chodzi o to, żeby zabrać drugą osobę do bzykalni vel kryjówki w wiadomym celu. Czasy się zmieniają, ale instynkty ludzkie nie. Tyle tylko, że dzisiaj łatwiej to zmonetyzować.

Fejm musi być doje**ny

Zapewne część z was powie, że takie programy to tylko ułamek rozrywki w telewizji. I pewnie macie rację, ale chyba nie wszyscy zdają sobie sprawę, jak ważny jest to ułamek. Bikini show i pokrewne programy dzisiaj są nie tylko trampoliną do szybkiej (i czasem krótkiej) sławy, bo to akurat jest dyskusyjne - cała masa bezbarwnych uczestników reality show przepadła w odmętach sieci - ale dzięki tym programom w dużym stopniu narodził się świat internetowego celebryctwa. Popatrzmy na prekursora federacji freak fightowych, czyli Fame MMA - jednym z jej włodarzy jest Wojtek Gola, który kilka lat spędził w „Warsaw Shore”. Dzisiaj jego życie to piękne kobiety, szybkie samochody (lub na odwrót) i układanie kart walk tak, żeby było jak najwięcej „dymów”. Stada bażantów pchają się drzwiami i oknami, żeby tylko pokazać się w oktagonie i zainkasować kilka tysięcy. Fejm musi być doje**ny. Celebryci, raperzy, byli (bądź wciąż aktywni) kryminaliści, konfidenci, sportowcy, emerytowani sportowcy, YouTuberzy, Tiktokerzy, streamerzy, aktorki porno, działacze lewicowi i prawicowi - wszyscy chcą skosztować chwili sławy i dobrego zarobku. Parafrazując poetę, styki popalone.

„Algorytm miłości” kontra rzeczywistość

„Algorytm miłości” mierzy się z tym wszystkim. Powiedzieć, że to jest prosta parodia „Love Island”, „Hotelu Paradise”, „Warsaw Shore” czy nawet „Królowych życia” i „Magii nagości”, to jakby nie powiedzieć nic. Widać, że scenarzyści odrobili lekcje i zapoznali się z materiałami źródłowymi, bo nawiązania do prawdziwych osób i wydarzeń są wyraźne. Oczywiście, skopiowanie tego jeden do jednego nie miałoby absolutnie żadnego sensu, na szczęście nie chodziło o to, żeby zalać scenariusz kilogramami nawiązań, ale żeby zbudować sensowną i spójną fabułę, która paradoksalnie nie wyśmiewa ani bikini show, ani tym bardziej uczestników takich produkcji, ale próbuje ich zrozumieć. To tak naprawdę jest szalenie ciepły i uroczy serial!

Każdy dostanie pstryczka w nos

Łukasz Sychowicz, Marek Baranowski, Mateusz Zimnowodzki i Mateusz Płocha napisali ludzką historię, w której jest miejsce i na miłość, i na przyjaźń, i na danie sobie po ryju, a także inne danie... chyba wiecie jakie. Gdy panowie decydują się na satyrę, to dostaje się każdemu po równo - bez względu na to, czy jesteś prawicowcem wielbiącym patriarchat czy wycierającą sobie feministycznymi hasłami twarz lewczką. Nie ma też znaczenia, czy jesteś z biednego domu, z miasta, ze wsi czy nie masz pojęcia, jak zrobić kanapkę, bo bananowe wychowanie tatusia bogacza sprawiło, że wychowałeś się w banieczce - każdy dostanie pstryczka w nos.

Doskonała zabawa

Widać, że za „Algorytmem miłości” stoją twórcy, którzy mają poczucie humoru i potrafią przelać je na ekran; za reżyserię odpowiadają Michał Tylka i Aleksander Pietrzak - kto widział ich wcześniejsze produkcje, ten powinien wiedzieć, czego się spodziewać po „Algorytmie”. Swoja drogą, sporo tutaj WAJBU, jakim emanują „The Office PL” czy „Emigracja xD”.

Ekipa aktorska aż tryska (hehe) od talentów. Helena Englert, Katarzyna Gałązka i Mateusz Dymidziuk zdecydowanie kradną widowisko, ale trudno też nie komplementować reszty obsady. Waleria Gorobets, Karol Dziuba, Jakub Sasak, Pola Błasik, Aleksander Kaleta, Kamil Piotrowski, Wiktoria Gąsiewska, Jasper Sołtysiewicz, Adam Zdrójkowski, Weronika Malik, Emilia Walus - każde z nich, nawet jeżeli ma bardzo małą rolę, doskonale bawi się swoją postacią. Nie ma tutaj bezbarwności.

Specjalnie początkowo wspomniałem wyłącznie o aktorskiej młodzieży, ale jednak grzechem byłoby nie skomplementowanie wybornego Michała Czerneckiego czy Małgorzaty Sochy, która po latach dostała w końcu rolę, którą może się cieszyć i nią bawić! Zresztą tak samo, jak Zdzisław Wardejn, który ma udział w jednym z najlepszych wątków w serialu. I weźcie też nie doceńcie wewnętrznego żartu, którego bohaterami są postacie grane przez Jaspera Sołtysiewicza i Adam Zdrójkowskiego - kto śledzi portale plotkarskie, wie o co chodzi. I tylko żałuję, że nie wszyscy mieli wystarczająco dużo czasu, aby jeszcze bardziej rozbudować swoich bohaterów; wpuszczenie Emilii Walus na kilka minut na ekran to zbrodnia, ta dziewczyna powinna mieć większe pole do popisu. Zresztą tak samo, jak Pola Błasik. I nie ukrywam, że chętnie o kryptowalutach bym sobie pogadał z Jakubem Sasakiem #PDWPIOTR.

Warto obejrzeć „Algorytm miłości”?

„Algorytm miłości” to serial, który jest trochę jak ten mem - niby człowiek się brzydzi, ale oczu oderwać nie można. To nie tylko doskonała parodia bikini reality, ale przede wszystkim niezwykle precyzyjna satyra na naszą rzeczywistość. W tym serialu prawda o nas samych wylewa się z ekranu niczym kisiel z pompowanego basenu podczas walk kobiet na dyskotece w Wieldządzu. Wszyscy chcemy zrobić sobie cyce. Albo dziesięć. Ależ serialowa perełka się trafiła.

Krzysztof Połaski
8/10

Recenzja została pierwotnie opublikowana 22 maja 2024 roku.

„Algorytm miłości” [RECENZJA]. Ależ serialowa perełka się tr...

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź TeleMagazyn.pl codziennie. Obserwuj TeleMagazyn.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn