Spis treści
Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych 2024
Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych to impreza, obok której nie można przejść obojętnie. Wydarzenie, które odbywa się w Teatrze Powszechnym w Łodzi, co roku przyciąga największych i najważniejszych teatralnych twórców w Polsce, którzy właśnie tam chcą zaprezentować swoje najnowsze inscenizacje. Nie inaczej było i tym razem, bowiem do Łodzi ze swoim nowym spektaklem pt. „Państwo / Der Staat” przyjechał Jan Klata, pojawił się Jan Englert z widowiskiem „Fredro. Rok Jubileuszowy”, Marta Górnicka pokazała mocne „Matki. Pieśń na czas wojny”, Mateusz Pakuła podzielił się swoim niezwykle osobistym spektaklem „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję”, natomiast Krzysztof Warlikowski spowodował, że festiwalowa publiczność wpakowała się do autokarów i przyjechała do warszawskiego Nowego Teatru, gdzie czekało na nią kilka wcieleń „Elizabeth Costello”.
O Elizabeth Costello słów kilka
Kimże jest Elizabeth Costello? To australijska pisarka, która jest matką, babcią i... postacią fikcyjną. Do życia powołał ją pisarz John Maxwell Coetzee, a Krzysztof Warlikowski uczynił z niej bohaterkę kilku swoich spektakli, teraz poświęcając jej całe widowisko. Elizabeth Costello to postać / wytrych, bowiem każdy z nas może być Elizabeth Costello. Na scenie oglądamy ją w różnych wcieleniach, które prezentują kolejno Jadwiga Jankowska-Cieślak, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Ewa Dałkowska, Maja Ostaszewska, Andrzej Chyra i Maja Komorowska. Każda z tych aktorek (plus Andrzej Chyra) tworzy inną wizję postaci, która umiejscowiona jest w odmiennym momencie swojego życia oraz okolicznościach. Te swoiste nowelki, które na pierwszy rzut oka jawią się jak składanka typowych elementów spektakli Krzysztofa Warlikowskiego, finalnie układają się w dość sentymentalną opowieść o drodze, jaką przez całe swoje życie pokonuje każdy z nas. I ta uniwersalność przekazu jest największą siłą „Elizabeth Costello”, bo to spektakl, w którym może przyjrzeć się sobie każdy widz.
Czule o kobietach
Krzysztof Warlikowski, niejako kryjąc się sam za postacią Elizabeth Costello, w niezwykle czuły sposób opowiada o kobietach. O tym, jak bardzo czas, rodzina i normy zachowania stają się ich wrogiem. Jeden z najbardziej poruszających segmentów spektaklu to ten, który skupia się na pragnieniu bycia pożądaną oraz atrakcyjną mimo swojego wieku. Wepchnięta w świat konwenansów, gdzie słowo BABCIA zobowiązuje, tytułowa bohaterka jest związana rodzinnymi łańcuchami, które hamują ją jeszcze mocniej niż metryka. Z drugiej strony, Warlikowski nie ogranicza się wyłącznie do kobiet, bo ten spektakl i ta bohaterka nie miałaby prawa bytu bez mężczyzn; postać syna, którego kolejno kreują Bartosz Gelner (czemu tak bardzo dawkuje się tutaj jego obecność na scenie?!? Jest świetny!) i Jacek Poniedziałek, to przykra, lecz prawdziwa, wizja kryzysu męskości i obraz człowieka, którego życie zostało zdominowane przez kompleksy. Jedną silną kobietę zastąpił drugą, jeszcze silniejszą, samemu chowając się w cieniu, niejako rezygnując z własnej tożsamości, stając się skrawkiem siebie samego sprzed lat.
4 godziny spektaklu
Akcja widowiska została umieszczona w typowej scenografii spektakli Krzysztofa Warlikowskiego; Małgorzata Szcześniak wyeksponowała widzom salę wykładową, która miesza się z ukrytą za pleksi przestrzenią rodzinną oraz toaletą, gdzie armatura łazienkowa, niejako symbolicznie, staje się tym elementem, który towarzyszy człowiekowi przez całe życie. Widzowie, którzy obcowali już z twórczością dyrektora artystycznego Nowego Teatru w Warszawie raczej nie będą zaskoczeni długością spektaklu, aczkolwiek te cztery godziny dałoby się ciut skrócić. Można odnieść wrażenie, że w pewnym momencie spektakl staje się przegadany, ale na szczęście wybija wówczas dzwonek na przerwę, a to, co dzieje się w II akcie, jest wyłącznie mocniejsze.
Emocje w finale
„Elizabeth Costello” szalenie działa na emocje. Szczególnie obok finału widowiska Krzysztofa Warlikowskiego trudno przejść obojętnie; Maja Komorowska daje popis wybitnego i najeżonego emocjami do granic możliwości aktorstwa, ale i sam wydźwięk spektaklu, który dobitnie przypomina nam o przemijaniu, sprawia, że łzy same płyną do oczu. Elizabeth Costello jest w każdym z nas. Wszyscy nią jesteśmy. I to jest jednocześnie przerażające, jak i piękne. Tak jak życie.
PS Ewelina Pankowska jest wspaniała w swoich rolach! Niech gra jak najwięcej. Dziękuję za uwagę.
Krzysztof Połaski
„Elizabeth Costello” [RECENZJA]. Wszyscy jesteśmy Elizabeth ...
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź TeleMagazyn.pl codziennie. Obserwuj TeleMagazyn.pl
